Abstract
Formułowane w ostatnim czasie przez postępowych Amerykanów zarzuty wobec cynicznej, konserwatywnej „weaponizacji” wolności słowa trafnie zwracają uwagę na tkwiący w niej aspekt hipokryzji. Przesłankę tych oskarżeń często stanowi jednak wolność słowa rozumiana „absolutystycznie” jako bezwzględne dobro. W istocie należy ją zawsze rozumieć jako coś, co prowadzi do innego celu: mającego wymiar obiektywny, subiektywny bądź intersubiektywny. Najczęstszą funkcją wolności słowa jest tworzenie warunków dla epistemologicznego poszukiwania prawdy. Zwracali na to uwagę liberałowie, tacy jak John Stuart Mill, oraz marksiści, tacy jak Herbert Marcuse – twierdzący, że realizację tego celu utrudnia „represywna tolerancja” dla szkodliwych lub błędnych idei. Wolności słowa można bronić również ze względu na wpisaną w nią możliwość wyrażania indywidualnych opinii i uczuć, bez której nie ma mowy o jednostkowej autonomii. Trzecia funkcja wolności słowa ma charakter performatywny: język może służyć do działania w świecie. Współcześnie najczęściej mówi się w tym kontekście o ograniczaniu „mowy nienawiści” jako aktu przemocy symbolicznej, jednak konsekwencje tak rozumianej wolności słowa mogą być również pozytywne. Czwarty telos wolności wypowiedzi – semantyczny raczej niż epistemologiczny, ekspresywny czy performatywny – to tworzenie nowych znaczeń kulturowych bądź krytyka konwencjonalnych. Ponieważ wolność słowa może służyć jednej lub większej liczbie z tych funkcji, warto jej bronić również w niedoskonałym społeczeństwie, niezależnie od tego (przy całym szacunku dla Marcusego), że nie ma ona wartości bezwzględnej.