Abstract
Zawarta w niniejszym artykule dyskusja z tekstem Saula Smilansky’ego O wątpliwej moralności pewnych form modlitwy składa się z dwóch części. W pierwszej bronimy tezy, że fikcyjne przykłady prezentowane przez autora albo nie stanowią powszechnie akceptowalnych form modlitwy, albo dają się interpretować tak, że nie stanowią etycznego problemu. Życzenie komuś śmierci jest bowiem zawsze nieetyczne, ale w każdej wyobrażalnej sytuacji zagrożenia życia możliwa jest modlitwa o rozwiązanie, które nie pomnaża śmierci.W drugiej części bronimy tezy, że prezentowany w przykładach Smilansky’ego stosunek ludzi do Boga w ogóle nie jest religijny, a w konsekwencji działania w nich opisane nie zasługują na miano „modlitwy”. Kiedy bowiem w naszym nastawieniu do Boga liczy się tylko to, że jest On zdolny zmienić bieg zdarzeń na naszą korzyść, a to, że jest On dobry umyka naszej uwadze, wówczas nie mamy na myśli Boga tradycji religijnej. W tym punkcie przywołujemy myślicieli należących do nurtu tzw. Wittgensteinowskiego fideizmu, których krytyka modlitwy błagalnej idzie być może zbyt daleko, skłania jednak do refleksji nad granicami właściwego stosunku do Boga.